niedziela, 29 marca 2015

Pewna myśl...

Naszła mnie taka myśl...

Miało to być miejsce, w którym będę się dzielić moim rękodziełem. I nadal będzie to główny temat na moim blogu.

Jednakże z racji tego, że ostatnio mam ochotę na nietypowe lub niecodzienne dania, pomyślałam sobie, że może będę tu zamieszczać dodatkowo przepisy, z których skorzystałam, a potrawy wyszły smakowicie ;) 

Będę więc prezentować przepisy zarówno na dania obiadowe, jak również na różnego rodzaju słodkości, czy przekąski. Mam nadzieję, że dzięki temu powstanie coś w rodzaju ciekawej książki kulinarnej mojej produkcji ;) Być może moi potomni (i nie tylko) będą sobie z nich korzystać ;)

A może by tak zrobić osobną stronę?...




sobota, 28 marca 2015

Pierś z kurczaka inaczej...

Przeglądając różne przepisy pod kątem sobotniego rodzinnego obiadu, wpadł mi przed oczy pewien przepis, który bardzo mnie zaciekawił. Zainspirował mnie do tego, aby nasz wspólny obiad wyglądał nieco inaczej. Oczywiście dodałam wiele od siebie. Było to danie typowe-nietypowe ;) Typowe, bo pieczona pierś z kurczaka. Nietypowe, bo z wkładką ze szpinaku i żółtego sera oraz całość zawinięte w ciasto francuskie. Trochę czasochłonne (może dlatego, że pierwszy raz robiłam taką wersję i się bardzo starałam - następnym razem będzie szybciej), ale powiem tak: było warto poświęcić ten czas na przygotowanie obiadu ;) Wszystkim bardzo smakowało :D Mięso zapiekane w ten sposób nie jest tak suche, lecz wilgotne i smakowite. Do tego można dołożyć mizerię (jak było w naszym przypadku) lub inną lekką surówkę oraz ziemniaki w dowolnej formie (u nas były tradycyjne, czyli gotowane).

POLECAM!

Czas pierwszego przygotowania: 10-15 minut
Czas pieczenia: 40 minut
Całość: ok. 1 godz.

Na 3 osoby potrzebne są:
  • 3 pojedyncze, nieco grubsze piersi z kurczaka,
  • 1 opakowanie mrożonego szpinaku (w liściach lub najlepiej rozdrobniony),
  • 4 ząbki czosnku,
  • 1 łyżka masła,
  • 2 łyżki kwaśnej śmietany 18%, 
  • sól, pieprz, szczypta gałki muszkatołowej,
  • mały kawałek sera fety - dla chętnych,
  • 3 plasterki dowolnego żółtego sera,
  • 1 opakowanie ciasta francuskiego (rozmrożonego),
  • 1 jajko. 
 
Najpierw włączam piekarnik na 200C. W tym czasie postępuję w następujący sposób:

Przygotowanie szpinaku:

Na patelni rozpuszczam masło i smażę nieco rozmrożony szpinak do momentu, aż cała woda odparuję. Następnie dodaję czosnek przeciśnięty przez praskę oraz sól, pieprz i szczyptę gałki muszkatołowej. Całość smażę ok. 2 minut. Potem wyłączam palnik. Na koniec dodaję śmietanę i wszystko dokładnie mieszam. To będzie nasze nadzienie do piersi kurczakowej. Można dodać również rozdrobniony ser feta, jak ktoś lubi ;) W takim przypadku nie należy wcześniej solić szpinaku.

Przygotowanie piersi z kurczaka:

Zaczynam od dokładnego umycia mięsa pod bieżącą wodą, następnie odkrawam wszelkie tłuszczyki, żyłki i błonki. Rozcinam każdą pierś wzdłuż od boku tak, by powstała kieszonka, czyli niezupełnie do końca. Do kieszonki wkładam pół plasterka sera żółtego, następnie kładę 1-2 łyżki farszu ze szpinaku i znów połowę plasterka sera żółtego. Mięso posypuję po wierzchu delikatnie solą. Tak samo postępuję z kolejnymi kawałkami piersi z kurczaka. Na każdą przypada 1 plasterek sera żółtego.

Ciasto francuskie:

Rozmrożone ciasto francuskie rozwijam i dzielę nożem na 3 równe kawałki - przecinam nożem równolegle do krótszej krawędzi tak, by powstały nam 3 równe prostokąty. Na środku pierwszego kawałka kładę jedną nafaszerowaną pierś z kurczaka. Z obu jej stron nacinam ciasto francuskie na małe paski o szerokości ok. 2 cm. Tymi paseczkami będziemy zawijać mięso w stylu jodełki (jak na kulebiak).

Uwaga: jeżeli nasza nafaszerowana pierś kurczakowa jest nieco większa, kawałek ciasta francuskiego można nieco porozciągać po szerokości.


Pieczenie:

Blachę wykładamy papierem do pieczenia i kładziemy na nią zawinięte mięso. W małej miseczce lub szklaneczce rozbijamy jajko i je roztrzepujemy widelcem. Smarujemy nasze "plecionki" po wierzchu roztrzepanym jajkiem za pomocą pędzelka lub po prostu palcem. Ważne, by ciasto było posmarowane w całości po wierzchu, bo wtedy podczas pieczenia nam się ładnie zarumieni. Wkładamy całość do nagrzanego do 200C piekarnika i pieczemy ok. 40 minut, aż ciasto będzie zrumienione.

Uwaga: jeżeli masz termoobieg, czas pieczenia należy skrócić o ok. 5 minut.

W czasie pieczenia mięsa można przygotować pozostałe elementy obiadu, a więc surówkę i ziemniaki. Po wymaganym czasie wyjmujemy mięso w piekarnika i od razu podajemy.

Życzę smacznego!



czwartek, 26 marca 2015

Haftowanki DIY

To jest to, co Tygrysy lubią najbardziej :)

Haftowaniem krzyżykami zaraziła mnie jeszcze w podstawówce moja kochana Ciotka. To ona pokazała mi kolorowe wzory, różne rodzaje kanwy, muliny. To ona nauczyła mnie przenosić piękne wzory na płótno. Za to jestem jej dozgonnie wdzięczna, bo dzięki małej pomocy na tej drodze, zaczęłam sama kombinować i wyszywać nowe obrazy :)

Chciałam dziś pokazać moją pracę, z której jestem najbardziej dumna - konie biegnące po wodzie. W zasadzie powinnam prezentować wzory od najprostszych do najtrudniejszych, żeby pokazać postępy moje kunsztu, ale co tam ;) 
Ta praca kosztowała mnie dużo pracy, cierpliwości, ale przede wszystkim czasu. Był nawet okres, kiedy odłożyłam wszystko do szafki. Ale na szczęście potem wróciłam do haftowania. Nie darowałabym sobie :) 

Praca ma wiele szczegółów, których trzeba było dopilnować. Rozmiar końcowy samego haftu to 39 cm x 33 cm. Ale powiem szczerze, że mimo, iż widziałam kolejne etapy powstawania tego obrazka, naprawdę nie spodziewałam się takiego efektu końcowego :) Kto widział na własne oczy, ten wie, o czym tu piszę :P

Pozostaje mi tylko dylemat do rozwiązania, co to ma być docelowo: obraz za szybką na ścianie, czy np. ozdobna poduszka? A może jeszcze jakiś inny pomysł?

piątek, 20 marca 2015

Bransoletki przyjaźni DIY

Chyba każdy (zwłaszcza dziewczyny) w okresie szkolnym przeszedł przez ten etap, czyli fascynację muliną i robionymi z niej supełkowymi bransoletkami. Jak dowiedziałam się po wielu latach, mają one swoją nazwę: bransoletki przyjaźni :)



Ja też wpadłam :) Na początku robiłam podstawowy wariant - zmieniałam tylko kolory. Był to "ścieg" z lewej strony do prawej, "idąc" w dół, czyli taka wersja dla praworęcznych ;)

Kolejnym etapem był wzór strzałki, czyli połowę supełków wiązałam od lewej strony do prawej i tyle samo od prawej do lewej. A potem strzałki w stopniu zaawansowanym ;)




Potem przyszła wariacja kolorów ;)

Tak naprawdę kiedy umiesz wiązać supełki z obu stron, możesz zacząć zabawę z różnymi kombinacjami i kolorami :) wystarczy uruchomić swoją wyobraźnię :)



W dzisiejszej dobie internetu jest również wiele dostępnych tutorialów na różne ciekawe wzory. Są to zarówno wzory graficzne, jak i krótkie filmiki instruktażowe. Ja - starej daty osoba ;) - z początku wspomagałam się książką, którą wypatrzyłam w jednej z pierwszych księgarni wysyłkowych. Zrobiłam z niej kilka najciekawszych dla mnie wzorów, a dalej kombinowałam już sama :)



Jeśli masz możliwość, korzystaj z pomocy na początku swojej drogi z muliną - nie tylko nauczysz się podstaw, ale także rozwiniesz swoją technikę pracy i wyobraźnię :) 

Dodam tylko, że takie bransoletki wcale nie są tak czasochłonne, jakby się zdawało. Jak dojdziesz już do wprawy zawiązywania supełków, nawet te najbardziej skomplikowane wzory można zrobić w 30-45 minut. Do tego takie ręczne robótki są relaksujące i odprężające - można sobie włączyć ulubiony film i do dzieła! :)

poniedziałek, 16 marca 2015

Korektywa DIY

Dzieciństwo kojarzy mi się z aktywnością fizyczną. W mojej rodzinie sport był zawsze ważny i mam nadzieję, że uda mi się zaszczepić tę zajawkę mojemu Dziecku :)

W moim przypadku z początku były to zwykłe zabawy ruchowe w przedszkolu, czyli rytmika. A rytmika kojarzy mi się głównie z woreczkami z groszkiem i różnymi ćwiczeniami. Postanowiłam zrobić takie woreczki dla mojego Dziecka, żeby trochę poćwiczyć, a jednocześnie się pobawić - takie 2 w 1 :) Poszukałam również w internecie różnych propozycji ćwiczeń dla maluszków, które byłyby połączone z zabawą, żebyśmy mogli razem całą Rodziną miło spędzić czas :)

A oto woreczki z groszkiem, jakie zrobiłam. Faktura materiałów jest różna specjalnie, by Dziecko miało różne odczucia.

Woreczki ukończyłam na początku listopada 2012 r. Jeśli ktoś ma ochotę, mogę takie uczyć na zamówienie ;)


czwartek, 12 marca 2015

Własne siedzisko DIY

Zawsze mi się marzyły pufy domowej roboty, ale nigdy nie miałam czasu, żeby zrobić sobie taki własny komplecik. W okresie, kiedy moje Dziecko zaczęło być bardziej mobilne, chcieliśmy zorganizować jakieś miejsce, gdzie byłby stolik i krzesełko. Niestety oferowane na rynku mebelki były jeszcze za duże dla naszego Maluszka.

Któregoś dnia wybrałam się do Empiku w poszukiwaniu jakieś nowej lektury. Przed moimi oczami pojawił się jednak dział do tworzenia różnego rodzaju dzieł - biżuterii, obrazków, scrapbooking, itd. Znalazłam tam również kolorowe arkusze filcu. Zawsze chciałam mieć kilka takich arkuszy w domu, tak na wszelki wypadek, gdyby przyszło mi coś ciekawego do głowy. Więc kupiłam :) Grosze to kosztowało, więc wzięłam kilka sztuk, a co :)

Minęło kilka dni zanim nadeszła wena. Ale się doczekałam :)

W ręce wpadły mi stare body po Dziecku, stare jeansy, filc oraz specjalna gąbka do wypełnienia. Suma-sumarum powstało takie oto dzieło, które służy nam do dziś i jestem z niego bardzo dumna. Dodam tylko, że cały projekt jest mój: sama sobie wszystko powyliczałam, rozrysowałam, powycinałam i zszyłam :) A najbardziej było zadowolone Dziecko :D

Pufę dokończyłam 12 marca 2013 r. - właśnie zauważyłam, że to było dokładnie 2 lata temu ;)


piątek, 6 marca 2015

Powrót do czasów z młodości DIY

Pewnego zimnego jesiennego wieczora zaczęłam przeglądać zimowe dodatki odzieżowe (rękawiczki, czapki, szaliki). Konkretnie: szukałam czegoś ciepłego dla dziecka. Okazało się, że jedyny szalik, jaki ma, to cienki szalik na wiosnę lub jesień. Zaczęłam więc poszukiwania w sklepach - chciałam, żeby Dziecko miało coś, co będzie i ładne i pożyteczne. Ponieważ było to przed sezonem zimowym, ceny w sklepach były oszałamiające :( Więc zaczęłam kombinować...

Przypomniało mi się, że gdzieś w kącie szafy mam moje stare druty i jakieś kawałki włóczki. Powróciły stare wspomnienia z lat mojej młodości, kiedy zajmowałam się hobbystycznie robótkami ręcznymi. Miło mi się w duchu zrobiło na samą myśl... Ach... :)

I wtedy wpadł mi do głowy genialny pomysł :) Dlaczego by nie wykorzystać moje skarby i zrobić coś oryginalnego? Hmmm :)

Zaczęło się od tego:



A po kilku wieczorach - mogłam dziergać jedynie wieczorami - powstało takie oto dzieło, z którego jestem bardzo dumna :)



Teraz wiem, że już nigdy nie wyrzucę moich drutów, bo mogą się jeszcze przydać. A ja mam do tego pewność, że nie wyszłam z wprawy i nadal mam to coś ;)